Spływ kajakowy szlakiem rzeki Krutyni
4-7 czerwca 2009
Choć dla wielu uczniów szkoły pływanie kajakiem jest codziennością, to spływ kajakowy wydawał się nam wielką atrakcją. To pierwsza tego typu impreza w naszej szkole. Uczniowie klasy II gimnazjum planowali z wychowawcą tę imprezę przez niemal cały rok szkolny. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji – na dzień przed wyznaczonym terminem omal nie udaremniło wyprawy załamanie pogody.
I oto nastąpił długo wyczekiwany dzień, w którym rozpoczęła się nasza przygoda na szlaku Królowej Mazurskich Rzek – na Krutyni.
Objuczeni sprzętem turystycznym, torbami z jedzeniem wyruszyliśmy autobusem rejsowym do Mrągowa, skąd mieliśmy dojechać również autobusem do Krutyni, gdzie zaczynał się nasz szlak.
Krutyń powitała nas ulewnym deszczem, jednak udało nam się rozbić namioty
i nawet trochę potrenować wiosłowanie na malowniczych jeziorach Krutyńskich…
Jednak i stąd przepędziła nas ulewa. Przemoczeni do suchej nitki dotarliśmy do stanicy.
Wieczór upłynął nam przy ognisku na suszeniu ubrań.
Następnego dnia musieliśmy pokonać trasę z Krutyni do Ukty. Atrakcją na szlaku była przenoska w Krutyńskim Piecku.
Po pracowitym poranku czas się posilić – jeden z nadrzecznych barów przeżył istne oblężenie, kiedy cała nasza ekipa postanowiła posilić się plackami ziemniaczanymi.
Do Ukty dotarliśmy przed wieczorem – i znów pogoda popsuła nam plany.
Jedynym suchym miejscem była wiata, gdzie kwitło życie towarzyskie…
a jedynym ciepłym – sauna fińska, na którą nie wszyscy jednak się skusili. I niech żałują! Następny dzień powitał nas pięknym słońcem – nareszcie! Poranek zaczął się od śniadania i przeglądu prasy.
Potem pakowanie i kolejny etap – od Ukty do Iznoty – około 17 kilometrów. W Iznocie sporo czasu zajęło nam znalezienie naszego pola namiotowego, które okazało się hmmm… bardzo dzikie.
Za to wieczorną atrakcją była wyprawa do Galindii, wystylizowanego na staropruską osadę, ośrodka wypoczynkowo-rekreacyjnego, zwanego Mazurskim Edenem.
Tu udało nam się załapać na imprezę w stylu Disco ’80. Wracaliśmy zraszani pierwszymi kroplami deszczu, który zagasił nasze wieczorne ognisko, zaś w ciągu nocy rozwinął się do rozmiarów ulewy, która udaremniła nam kontynuowanie spływu ostatniego dnia.
Dotarliśmy busami do Mikołajek i niedzielne przedpołudnie postanowiliśmy spędzić w Tropicanie w Hotelu Gołębiewski. Tylko co zrobić z naszymi tobołami? I na to znalazła się rada. Zaopiekowali się nimi policjanci z posterunku w Mikołajkach.
I już można się oddać rozrywkom w aquaparku.
Potem jeszcze tylko posiłek w pizzerii i możemy odebrać nasze bagaże i wyruszyć na stację, skąd pociąg miał nas zabrać z powrotem do Olsztyna. Ten czas upłynął nie wiadomo kiedy… Zawsze się tak dzieje, kiedy przeżywamy wspaniałą przygodę i dobrze się bawimy. Nie przywieźliśmy z tego spływu nawet kataru, za to pełne głowy niezapomnianych wrażeń i pięknych wspomnień.